niedziela, 16 października 2016

NA OBIAD DO PLATRES

Wczoraj planowaliśmy całodzienną wycieczkę do Platres - górskiej miejscowości, o której wielokrotnie pisałam na blogu i w książkach. Mieliśmy szukać oznak jesieni, które trudno dostrzec na wybrzeżu. Niestety, poranny autobus uciekł nam sprzed nosa. Nie mieliśmy ochoty na jazdę samochodem. Cena biletu autobusowego jest tu - moim zdaniem - tak śmiesznie niska, że nie opłaca się spalać własnej benzyny. Na szczęście o 12:30 mogliśmy pojechać innym autobusem i - jadąc z przesiadką - wkrótce znaleźliśmy się w górach. Od naszej ostatniej wizyty w Platres sporo się zmieniło. Przebudowano nawet fontannę i plac zabaw na głównym skwerku. Dochodziła czternasta, więc postanowiliśmy udać się na obiad. Pod restauracją spotkaliśmy sympatycznego, nieco wychudzonego psa. Ponieważ pogoda była śliczna, postanowiliśmy usiąść na tarasie. Wkrótce okazało się, że nie był to dobry pomysł, bo w słońcu było za gorąco, a w cieniu wiało chłodem. Zdecydowaliśmy, że przeniesiemy się do środka. Bardzo długo czekaliśmy na realizację zamówienia. Gdy potrawy w końcu dotarły na stół, okazało się, że moja moussaka jest przypalona. Dobrze, że chociaż szarlotka zamówiona na deser była bardzo pyszna. 






Zerknęliśmy na zegarki. Pobyt w restauracji pochłonął mnóstwo czasu. Zerwaliśmy się od stolika i wyruszyliśmy na spacer po okolicy. Cisza zakłócana jedynie szumem liści, szmerem strumyczka i świergotem ptaków działała na nas kojąco. I jak zwykle czułam niedosyt, gdy trzeba było wsiąść do autobusu i wrócić do upalnego Limassolu... 

Jeżeli chcecie przeczytać o Platres, o wodospadach i o słowikach Seferisa, zachęcam Was do lektury moich dawniejszych wpisów. A tym razem zapraszam Was na krótki filmik, który udało mi się nakręcić w czasie wczorajszej wyprawy. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz, zostaw komentarz. Wkrótce go przeczytam i opublikuję pod wpisem, o ile nie jest wulgarny, obraźliwy lub nie zawiera reklam.